Rozpoczęcie święta Magdaleny w Castellon

Festiwal Magdaleny rozpoczął się 11 marca w sobotę. Był to też pierwszy gorący dzień, gdzie temperatura w cieniu osiągnęła 29 stopni. Na festiwal zdecydowaliśmy się pojechać na rowerkach, po pierwsze z powodu super pogody, po drugie – wiedzieliśmy, że będzie ciężko z zaparkowaniem, a po trzecie – chcieliśmy się dostać w kilka miejsc, w których miały odbywać się inauguracje. Już teraz mogę napisać, że był to świetny pomysł i zdecydowanie warto było przejechać się na rowerach.

Pierwszą atrakcją, na którą pojechaliśmy była mascleta – jest to pokaz sztucznych ogni, petard i rac, który odbywa się zawsze o 14 i trwa 5 minut. Huk, hałas i siła dźwięku jest tak silna, że ten pokaz trzeba przeżyć na żywo, inaczej nie da się go opisać, ani też nic nie poczujemy jak będziemy oglądać filmiki. Szukałam informacji skąd się wzięła ta tradycja, ale jedyne co znalazłam to opis czym jest mascleta i zawsze na końcu widziałam zdanie w stylu – To trzeba przeżyć samemu, tego nie da się opisać, czyli dokładnie to co sama napisałam.

Po pokazie jeszcze chwilę zostaliśmy, żeby zobaczyć przemarsz, w którym brały udział dziewczyny, kobiety i dzieci ubrane w tradycyjne stroje, kobiety w tych storjach nazywane – fallery. Przez cały tydzień w całym mieście można było je spotkać na ulicach. Ludzi było bardzo dużo, więc jazda na rowerze była mocno utrudniona, ale udało nam się przejechać przez centrum, gdzie życie tętniło. W wielu miejscach, na placach i ulicach odbywały się koncerty. Hałas nam towarzyszył przez cały czas, jak nie z głośników to od wystrzeliwanych petard. Udało nam się sporo zobaczyć, ale naszym kolejnym punktem docelowym był plac z regionalnym jedzeniem, gdzie spotkaliśmy też polski akcent w postaci piw z Polski. Super smakowała zimna Perła w gorący dzień, po takich wrażeniach 🙂 Na placu oprócz jedzenia znajdowały się stoiska z wyrobami rzemieślniczymi, generalnie super miejsce, jeżeli ktoś chciałby kupić pamiątki lub coś ręcznie robionego. My zdecydowaliśmy się na spróbowanie lokalnego jedzonka.

Po jedzonku i zimnym piwku podjechaliśmy jeszcze zobaczyć festiwal foodtracków i stoiska z winami. Ludzi było oczywiście dużo, ale my się tam na dłużej nie zatrzymaliśmy. Naszym celem była plaża, gdzie odpoczęliśmy sobie trochę w słoneczku.

Wieczorem, już na motorze, znowu pojechaliśmy do centrum Castellonu. Tym razem na pokaz fajerwerków i koncert na głównym placu. Jakbym pisała to w dniu pokazu, napisałabym, że to był najlepszy pokaz jaki w życiu widziałam i w sumie nadal trochę tak jest. Mam już porównanie z innymi pokazami, które równie wielkie wrażenie na mnie zrobiły, ale ten był połączeniem wielu elementów i był pierwszy, może dlatego tak mi się podobał. Na tym pokazie pierwszy raz doświadczyłam tego, że musiałam zamykać oczy bo odpady po fajerwerkach spadały prosto na nas, a było tego dużo i same fajerwerki były super zsynchronizowane. No coś pięknego. Do tego jeszcze puszczone były fajerwerki na wieży, która wyglądała jakby płonęła. Na pewno na długo zostanie ten pokaz w mojej pamięci.

Tego dnia się tyle działo. Tyle nowych doświadczeń, tyle atrakcji, a to był dopiero początek 9 dni intensywnych we wrażenia.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *