Festiwale w Hiszpanii, czyli jak doznać szoku

Dzisiaj jest dzień kiedy trzeba odpocząć oraz poukładać swoje myśli i wspomnienia. Ostatnie 9 dni było tak mocno intensywne, że nadal nie wiem jak to opisać i w ogóle jestem jeszcze oszołomiona tym co przeżyliśmy. Tyle się działo, że nie wiem od czego zacząć.

Zacznę od tego, że od 11 do 19 marca braliśmy udział w dwóch festiwalach. Pierwszy rozpoczął się 11 marca w Castellon de la Plana. Był to festiwal Fira i Festes de la Magdalena, czyli Święto Magdaleny. Jest to święto upamiętniające początki miasta Castellon de la Plana, kiedy to dzięki Magdalenie miasto zostało przeniesione z gór na żyzną równinę. Obchody trwały aż do 19 marca. Drugim festiwalem, na który jeździliśmy było Fallas w Walencji, czyli Święto Ognia, które jest również zakończeniem zimy i obchodami na cześć św. Józefa. Główne atrakcje odbywają się od 15 do 19 marca, ale część z nich rozpoczyna się 1 marca i trwa do ostatniego dnia festiwalu. A  oficjalne rozpoczęcie Fallas odbywa się w ostatnią niedziele lutego, czyli w tym roku 26 lutego.

Czuje, że te festiwale były tak niesamowite i dały nam tyle przeżyć, że nawet nie myślę o tym, żeby je porównywać czy zastanawiać się, który był ciekawszy, lepszy czy bardziej ekscytujący. Na pewno mieliśmy okazję zobaczyć jak świętują Hiszpanie i wtopić się w prawdziwie hiszpański rytm życia. Dzisiaj mocno odczuwam skutki tego świętowania i najchętniej odespałabym cały poprzedni tydzień.

Jak wspominam te ostatnie kilka dni jako pierwsza wpada mi myśl, że Hiszpanie kochają hałas. Mam wrażenie, że cisza nie jest dla nich. A z drugiej strony mam teorie dlaczego oni tak głośno mówią, jak dla mnie to muszą mieć problemy ze słuchem 😀 A dlaczego? Przez całe 9 dni na każdym kroku było słychać fajerwerki, race i petardy. W weekendy dźwięk wybuchu można było usłyszeć co kilka sekund. Bardzo często niespodziewanie petardy wybuchały tuż obok nas i ogłuszały na kilka sekund. Dużo rzeczy nas zszokowało, ale chyba to jaki był poziom hałasu podczas pokazów fajerwerków i tzw. masclety zaskoczył mnie najbardziej, a do tego wiek dzieci, które puszczały petardy i sztuczne ognie. Najmłodsze dziecko biegające z zapalniczką i odpalające petardy miało około 3 lat. 5-6 latki i starsze dzieci to już nawet bez kontroli rodziców biegały i puszczały petardy. Miały nawet specjalne, drewniane, podpisane imieniem pudełeczka, z których wyciągały petardy i sztuczne ognie. Wracając do poziomu hałasu to ciężko mi opisać jak głośno było. W Polsce nie doświadczyłam takiego pokazu, żeby móc porównywać. Podczas masclet, czyli pokazów sztucznych ogni i wybuchów petard w środku dnia, codziennie o godzinie 14:00 przez 5 minut, stojąc kilkadziesiąt metrów od miejsca wybuchów czuło się wibracje w nogach i klatce piersiowej a uszy często musiałam zatykać, żeby mnie nie bolały.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *