Podsumowanie roku Pawlaczki

Dziś są moje 33 urodziny i po raz pierwszy w życiu nie wierzę w to ile kończę lat, po raz pierwszy nie chce mi przejść przez usta odpowiedź na pytanie ile mam lat. Sama nie wiem dlaczego, przecież nie czuję się z tym źle, nie jestem z tego powodu przygnębiona. Wręcz przeciwnie, jak co roku cieszę się ze swoich urodzin i z uśmiechem na twarzy dziękuje za kolejny rok życia. W tym roku dziękuje szczególnie mocno bo to był niesamowity rok…

W ubiegłym roku tuż po moich urodzinach nie mogąc sobie znaleźć miejsca, w końcu kupiłam bilety do Patagonii. Doskonale pamiętam spokój z jakim kupowałam te bilety i tą radość jaką poczułam jak już je kupiłam. To był najlepszy początek kolejnego roku życia Pawlaczki w podróży. Po trzech latach spędzonych w Anglii, które należały do najgorszych lat mojego życia, układałam sobie życie w Polsce i to właśnie wyjazd do Patagonii najbardziej mi pomógł w dojściu do siebie, ale o tym to za chwilę bo od kupna biletów do wylotu było ponad 50 dni, które również były niesamowite. W tym czasie były święta, które były niemal idealne, spędziłam je prawie samotnie, w łóżku, powalona przez chorobę. Był super sylwester, którego mogłam spędzić z moją najcudowniejszą przyjaciółką, ale też z rodziną. Był czas polowań. Był czas kiedy odnajdywałam się w kuchni. Był czas kiedy urządziłam karnawałową zabawę dla 40 osób. Był czas na zrobienie kursu na testera automatyzującego i zrozumienie wszystkiego w ostatnim dniu, kiedy musiałam zrobić i oddać projekt na zaliczenie. Był czas na realizację prezentu i jednocześnie mojego marzenia, czyli na sesję zdjęciową. No i był czas na przygotowanie się do wyjazdu, który i tak okazał się mocno spontaniczny. W końcu nadszedł luty, w którym odbyłam 3-tygodniową podróż, która pozostanie w moim sercu jako jedna z najlepszych w moim 33letnim życiu. Wróciłam szczęśliwa do Polski, naładowałam się mega pozytywną energią. Udało mi się wrócić 10 dni przed zamknięciem granic, zdążyłam też spełnić kolejne swoje marzenie, zrobiłam sobie tatuaż. Potem nastał czas dwumiesięcznej kwarantanny zwanej kwantarantą. Dla mnie ten czas był czymś wspaniałym. To była najlepiej spędzona kwarantanna jaką mogłam sobie wymarzyć, bo spędzona w najlepszym towarzystwie ever. Podczas kwarantanny starałam się wykorzystać każdą chwilę, zrobiłam wiele rzeczy w tym też nowych, których się nauczyłam. Po dwóch świetnych miesiącach przyszedł czas na szczęście jakie mnie w życiu spotyka, czyli dostałam pracę jako testerka aplikacji. Dążenie do celu znowu poskutkowało i zdobyłam wyznaczony cel. Od razu dodam, że nie tylko sama praca okazała się szczęściem, ale też poznani w niej ludzie, w szczególności jedna osoba, która sprawia, że jestem teraz szczęśliwa każdego dnia. Zrobiłam też remont mieszkania i w końcu po ponad 32 latach życia zamieszkałam sama, co na początku było przerażające, ale szybko polubiłam ten stan. Przez całą sytuację z covidem i związanymi z nim obostrzeniami postanowiłam pozwiedzać Polskę i myślę, że wyszło mi to nawet nieźle. W okresie od końca czerwca do października, nie wiem czy był jakiś weekend, który spędziłam w domu. Wyjeżdżałam gdzie tylko mogłam, zwiedzałam, odpoczywałam, dopingowałam żużlowców na meczach ligowych i na Grand Prix (w Polsce ominęłam tylko 1 mecz z 6). Oczywiście większość wyjazdów odbyłam moją Little Baby. Miałam też okazję pokazać mojemu koledze Hiszpanowi sporą część Polski. Udało mi się też, pierwszy raz w życiu, jak to mówią „rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady”. A kiedy za oknem zrobiło się zimno, postanowiłam, że w końcu trochę odpocznę po tym mega intensywnym roku. W końcu przyszedł czas na nadrobienie serialowych zaległości.

To jest jedynie skrót tego co się wydarzyło w ostatnim roku mojego życia. Można by opowiadać i opowiadać, ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że był to niewiarygodnie szczęśliwy rok dla mnie. Nauczyłam się przyciągać pozytywną energię i teraz ona sama do mnie przychodzi. Ale nie tylko przyciągałam pozytywną energię, również pozytywnych ludzi. Poznałam wiele osób, większość z tych znajomości niestety była krótka lub bardzo krótka, ale każda z tych osób wniosła coś dobrego w moje życie i na pewno cieszę się z każdej z tych znajomości.

Szkoda, że utraciłam wpisy ze starego bloga bo mogłabym teraz przeczytać poprzednie podsumowania roku Pawlaczki. Mogłabym zobaczyć jakie miałam podejście kiedyś jakie mam dzisiaj, ale w sumie to nie jest ważne. Dla mnie teraz jest ważne to, żeby cieszyć się każdą chwilą, korzystać z chwili, marzyć i spełniać te marzenia oraz żebym za rok znowu mogła napisać, że kolejny rok życia spędziłam mega intensywnie i szczęśliwie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *