Wielki Kanion – stare wspomnienia, a w głowie siedzi jakby to było wczoraj

Pisałam już wcześniej o utracie poprzedniego bloga i większości wpisów. Bardzo żałowałam, że straciłam wpisy z USA, ale ostatnio przez przypadek znalazłam dosłownie 2 wpisy. Myślę, że jeden z nich to najważniejszy wpis, w którym opisuję swoje pierwsze „spotkanie” z Wielkim Kanionem. Wstawiam go w formie oryginalnej, bez upiększeń, bez przerabiania, bez poprawek. Takie wpisy pisane na gorąco najlepiej oddają to co się czuło w danym momencie. Chociaż jak przeczytałam ten wpis pomyślałam, że gdybym pisała go teraz to dużo by się nie zmienił. Jednak było to tak mocne przeżycie, które zakorzeniło się w mojej pamięci, że emocje wtedy oraz wspomnienie tych emocji teraz jest porównywalne.

Spotkanie z Wielkim Kanionem
Po zwiedzaniu miasteczka Williams i przebiegajacej tytaj Route 66, nadszedl ten moment, kiedy musialam pojechac do Grand Canyon Airport. To wlasnie tutaj, mozna powiedziec, ze odebralam swój prezent urodzinowy i splenilam swoje kolejne marzenie. Dlaczego napisalam, ze musialam pojechac? Bo sie strasznie balam, do samego konca bylam przerazona. Mam lek przestrzeni i widok z samolotu z otwartych drzwi chwile przed skokiem byl mega przerazajacy. Serce walilo mi jak oszalale, nie moglam zlapac oddechu, ale juz bylo za pózno na wycofanie sie, poza tym chcialam to zrobic. Jakie sa moje wrazenia po tym skoku? To co mi sie podobalo to widok z góry na Grand Canyon. Zakochalam sie w tym widoku, jest to cos pieknego, a poza tym to bylo moje pierwsze spojrzenie na Kanion. Po raz pierwszy zobaczylam miejsce, o którym marzylam od dziecka. To wlasnie dzisiaj spelnilo sie moje najwieksze marzenie – zobaczylam Wielki Kanion. Nie moglam sobie wymarzyc lepszego „spotkania” z tym cudem natury.
Co do samego skoku to nie wiem, czy chce jeszcze kiedys skoczyc, chyba tylko dla widoków skocze, w jakims ciekawym miejscu. Pokonalam w pewnym sensie swój lek, ale tylko dlatego, ze widoki byly tego warte. Na razie wiem, ze spelnilam swoje marzenie i na razie nie mam mysli, zeby skoczyc gdzies jeszcze.
Po skoku udalam sie do Parku Narodoweg Wielkiego Kanionu, na terenie, którego znajduje sie Grand Canyon Village, gdzie sie zatrzymalam na noc. Dzisiaj poczulam sie jak w prawdziwych Stanach, skorzysalam z pralni na momety. Moze smieszne, ale dla mnie to cos takiego typowo amerykanskiego i fajnie bylo z tego skorzystac. Nocleg znowu w samochodzie, ale tym razem w nieco cieplejszym klimacie, czyli w nocy bylo okolo 5 stopni na plusie. Nastepnego dnia rano rozpoczynalam, wtedy jeszcze myslalam, ze 5 dniowy trekking od krawedzi do krawedzi i z powrotem.Tego dnia mialam swoje kolejne pierwsze „spotkanie” z Wielkim Kanionem. Dlaczego kolejne pierwsze? Bo tym razem zobaczylam go  poludniowej krawedzi. Stalam na krawedzi Kanionu i plakalam ze szczescia. Od wielu lat o tym marzylam, duzo tez poswiecilam, zeby sie tu znalezc i w koncu sie to spelnilo. Tak naprawde nadal nie moge uwierzyc, ze mi sie to udalo, ale to prawda zobaczylam Wielki Kanion. Po napatrzeniu sie na piekno Kanionu ruszylam szlakiem South Kaibab w dól. Do przebycia mialam 11,3 km, róznica wysokosci 1430 m, trase przebylam w 5 godz. 20 min. Widoki niesamowite, po prostu nieziemskie. Duzo czasu spedzilam na robieniu zdjec i poprostu wpatrywaniu sie w piekno Kanionu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *