Dzień 1 w Parku Narodowym Torres del Paine

Park Narodowy Torres del Paine był dla mnie najważniejszym i zarazem najbardziej wymagającym punktem mojej wyprawy. Jak już wcześniej  pisałam, była to też jedyna atrakcja, którą musiałam zaplanować z wyprzedzeniem. Trochę przerażała mnie myśl, że mam przejść prawie 90 km przez 4 dni i spać 3 noce pod namiotem, ale jak to ja, nie zniechęcało mnie to. Żeby dostać się z Puerto Natales do parku musiałam rano pojechać autobusem (prawie 2 godziny jazdy) do granicy parku. Przy wjeździe do parku trzeba było zapoznać się z zasadami zachowywania się w parku oraz wykupić bilet wstępu wypełniając przy tym formularz. Kiedy załatwiłam już wszystkie formalności złapałam bus, który dowiózł mnie do campingu, na którym miałam zarezerwowany pierwszy nocleg. Tam również była kontrola, gdzie sprawdzali czy ma się wykupiony bilet i zrobioną rezerwację. Dopiero wtedy mogłam udać się na camping. Nie chciałam marnować czasu, więc w miarę szybko rozłożyłam namiot, rozgościłam się w nim i zjadłam coś na szybko. Około godziny 10 byłam już na szlaku do punktu widokowego Las Torres. Poniżej wstawiam wpis z Polarsteps. Dodam odrazu, że jadąc do parku już wiedziałam, że nie będę miała żadnego zasięgu, co bardzo mi się podobało, ale chciałam wszystkich poinformować, żeby się o mnie nie martwili, no ale niestety po drodze zasięg był na tyle słaby, że wiadomość się nie ukazała w aplikacji 🙁

„Zasięgu nie miałam, ale w miarę na bieżąco spisywałam swoje przemyślenia, żeby mi nie umknęły. Dzień pierwszy mojej wyprawy do Parku Narodowego Torres del Paine okazał się walką z moimi słabościami i przekraczaniem swoich granic. Podejście do trzech wież okazało się bardzo wymagające i ciężkie, ale udało mi się zdobyć szczyt. Niestety nagroda, która czekała na górze nie spełniła moich oczekiwań. Oczywiście było ładnie, ale czegoś brakowało, nie poczułam zachwytu. Może moje oczekiwania były zbyt duże albo za bardzo jestem zakochana w widokach z Wielkiego Kanionu i nic już mnie aż tak nie zachwyci, a może po prostu nie było aż tak pięknie? Powrót też do łatwych nie należał bo 90% trasy szłam w deszczu, na szczęście w połowie spotkałam się z Polakami, którzy zabrali mnie na stopa, więc już jakoś zleciał nam czas do campingu.”

Teraz po czasie mogę dodać, że faktycznie było ciężko i nie zachwyciłam się jak powinnam, ale i tak miło wspominam ten dzień. W końcu po raz kolejny przełamałam swoje granice i sama osiągnęłam to czego tak pragnęłam. Wstawiam filmik, żeby pokazać jak się namęczyłam. Teraz ten filmik sprawia, że śmieję się za każdym razem kiedy go oglądam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *