Jak to się stało, że poleciałam do Patagonii?

Przecież ja nie lubię zimna i wiatru, przecież to tak daleko, przecież takie widoki można zobaczyć bliżej.

Zobaczenie tego regionu chodziło mi po głowie od dłuższego czasu. Już przed wyjazdem do Stanów umieściłam Patagonię na liście marzeń. Wiedziałam, że chcę tam polecieć, ale nie było to aż takim priorytetem. Wszystko się zmieniło po tym jak spełniłam największe marzenie jakim było zobaczenie Wielkiego Kanionu. Od powrotu z USA ciągle myślałam o tym, że przecież tak bardzo chciałam zobaczyć południowe Chile i Argentynę i mi się nie udało. Odbyłam kilka mniejszych i większych podróży przez 2 lata od powrotu ze Stanów, ale jak to ja, nie mogłam zaspokoić chęci wyjazdów i ciągle gdzieś mi się przewijała Patagonia. Snułam w głowie plany podróży, ale nie odważyłam się, żeby polecieć. Wszystko się zmieniło, kiedy wróciłam do Polski z Anglii. Odzyskałam dawny optymizm, utraconą wiarę w siebie, odwagę i szczęście. Pewnego grudniowego poranka przeglądałam oferty lotów z opcją Warszawa – wszędzie. I wyskoczyło mi Chile w niskiej cenie, sprawdziłam i okazało się, że jest to lot do Punta Arenas w Patagonii. Cały dzień nie mogłam się uspokoić, ciągle myślałam czy kupić bilet czy nie. Kiedy się zdecydowałam miałam problemy z płatnością i nie mogłam kupić biletu. Oczywiście kiedy ponownie chciałam kupić bilet oferty już nie było. Pomyślałam, że ok, to nie czas na Patagonię, że nie teraz mam lecieć. Tylko był jeden problem, ja już nie mogłam przestać myśleć o Patagonii. Chodziłam jak zbity pies nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Jakoś parę dni po urodzinach, wieczorem usiadłam do komputera i sprawdziłam loty do Chile i… I znalazłam bilet w dobrej cenie. Nie zastanawiałam się już nawet chwili. Z pełnym spokojem, krok po kroku kupiłam bilet. Nie mogłam uwierzyć jak bardzo byłam spokojna i szczęśliwa, do wyjazdu miałam 53 dni. Było już pewne, że lecę do wymarzonej Patagonii. Zaczęłam czytać o atrakcjach jakie mogę zobaczyć, co muszę zrobić, zaczął się wspaniały okres planowania. Jednak po jakimś czasie zdecydowałam, że nie zrobię planu wyjazdu. Jedyne co musiałam zaplanować z wyprzedzeniem było zarezerwowanie campingów w Parku Narodowym Torres del Paine. Cała reszta miała być spontaniczna i bez pośpiechu. W głowie miałam tylko miejsca, o których słyszałam wcześniej, które widziałam na zdjęciach. Tam chciałam dotrzeć, a jak i kiedy, tego nie planowałam.

Torres del Paine
Torres del Paine

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *